Zamieszczamy wspomnienie o Edwardzie Goszyku piĂłra Syna Jana Goszyka.
ZdjÄcie zamieszczam akurat to, bo jest to moje ulubione zdjÄcie i takim wĹaĹnie zapamiÄtam Pana Edwarda.
DziÄkujemy Panu Janu Goszykowi, za podzielenie siÄ z nami takÄ bardzo ciepĹÄ , osobistÄ refleksjÄ .
Tato - wspomnienie o Edwardzie Goszyku
PisaÄ o swoim tacie. Niby to takie proste, a jednak czujÄ siÄ jakbym miaĹ pisaÄ wypracowanie z polskiego I od tego chciaĹbym zaczÄ Ä.
Tato miaĹ ogĂłlne bardzo dobre wyksztaĹcenie (np. jego nauczycielem jÄzyka polskiego w gimnazium w Cieszynie byĹ poeta Julian PrzyboĹ) i kontrolowaĹ przynajmniej na poczÄ tku moje prace (matematyka, biologia, geografia itd.). Jednak z polskiego siadaĹ przy mnie i siÄ zaczynaĹo - dlaczego tej sprawie poĹwiÄciĹeĹ jedno zdanie, dlaczego poruszyĹeĹ ten temat z tej strony, a nie z tamtej. Kiedy zamieszkaĹem u niego (2-ga klasa liceum, bo dotychczas mieszkaĹem u mamy), to normÄ dla mnie byĹo napisanie wypracowaĹ 2 do 4 stron. Teraz moje wypracowania zaczÄĹy stawaÄ sie coraz dĹuĹźsze i coraz czÄĹciej nim do nich siadaĹem, przygotowywaĹem sobie plan o czym bÄdÄ pisaĹ. nie dziwota, Ĺźe przed maturÄ moje zadania z polskiego, to 8 do 12 stron raczej nie wypocin, bo mi to przychodziĹo doĹÄ Ĺatwo. PamiÄtam, kiedy jeszcze mieszkaĹem u mamy, Ĺźe w pierwszej klasie liceum zdobyliĹmy mistrzowstwo szkoĹy w piĹce noĹźnej i liĹcie do taty napisaĹem mu, Ĺźe gram na bramce. Wtedy w liĹcie narysowaĹ bramkÄ, a na poprzeczce w pozycji wyczekujÄ cej bramkarza. DotarĹo wtedy do mnie, Ĺźe na bramce moĹźe byÄ taliczka typu "Uwaga zĹy pies", czy coĹ podobnego.
Inna rzecz, ktĂłrej moi koledzy w klasie nie mogli przeĹźyÄ, to jeĹźdĹźenie na polowania. Kiedy tato dostawaĹ pozwolenie na odstrzaĹ dzika, czy o wiele rzadziej kozioĹka, to zaĹatwiaĹ te sprawy indywidualnie. WstawaĹ o 2-3 godzinie w nocy i kiedy rano wstawaĹem, babcia meldowaĹa mi, Ĺźe na podwĂłrku leĹźy ustrzelony dzik. JeĹli miÄso mĂłgĹ sobie zatrzymaÄ, to w pamiÄci pozostajÄ mi zrobione przez niego niezapomniane salcesony - palce lizaÄ. MyĹliwstwo byĹo jego pasjÄ i kiedy mĂłwiĹ mi, Ĺźe wybiera siÄ lub zostaĹ zaproszony na polowanie, to staraĹem siÄ go zawsze przekonaÄ, Ĺźeby mnie ze sobÄ zabraĹ. BraĹem udziaĹ w nagonkach, a poniewaĹź mam dobrÄ orientacjÄ, to w zupeĹnie mi obcych terenach wychodziĹem tam, gdzie mi kazali. OczywiĹcie wiÄcej emocji byĹo, gdy byĹy jeszczedo tego pieski, bo wiedziaĹem w ktĂłrym kierunku rusza wypĹoszone zwierzÄ i kto ma szansÄ go ustrzeliÄ. W tym czasie tato zabieraĹ mnie rĂłwnieĹź na budowÄ strzelnicy myĹliwskiej w LubliĹcu (tato byĹ wtedy Ĺowczym powiatowym), a po jej otwarciu na zawody strzeleckie na szczeblu wojewĂłdzkim. Tato miaĹ dobrÄ rÄkÄ i oko; mĂłgĹ wystÄ piÄ w druĹźynie katowickiej na zawodach ogĂłlnopolskich w strzelaniu myĹliwskim, ale uwaĹźaĹ, Ĺźe sÄ mĹodsi, ktĂłrzy muszÄ siÄ rozwijaÄ i chÄtnie oddawaĹ innym swojÄ szansÄ.
Nie zapomnÄ teĹź tego, kiedy przyjechaĹ do mnie kiedyĹ pilarz taty pan JĂłzef Kempa, Ĺźe mam natychmiast jechaÄ do domu (w Zielonej), bo stan taty jest krytyczny i leĹźy w szpitalu w LubliĹcu. Autobusem PKS-u jechaliĹmy na Miotek, potem autem do LubliĹca. Chyba ze dwa tygodnie zarwaĹem na studiach, ale kiedy jego stan siÄ ustabilizowaĹ wracaĹem do Gliwic.
Z tymi studiami teĹź byĹo tak, Ĺźe przed maturÄ dyskutowaĹem z nim jaki wybraÄ kierunek. OdradzaĹ mi pĂłjĹcia na leĹnictwo jako zle pĹatny zawĂłd. W jego wspomnieniach pod koniec jego Ĺźycia wyraziĹ siÄ, Ĺźe zawĂłd leĹniczego nie byĹ jego wymarzonym zawodem. Jednak jego rodzice wpoili mu protestacki epos pracy i takÄ myĹl, Ĺźe jeĹźeli coĹ robisz, to rĂłb to dobrze.
Nigdy nie sĹyszaĹem z jego ust, Ĺźe mu siÄ nie chce, Ĺźe przesunie wykonanie czegoĹ na pĂłzniej, Ĺźe przeleje to na barki innego. Takie rzeczy nie byĹy znane w rodzinie GoszykĂłw. WrÄcz przeciwnie, czasami inni mu dokĹadali pracy, bo on przecieĹź nie zawodziĹ.
InnÄ rzeczÄ byĹy jego pasje historyczne i historia Ĺowiectwa. Czasami jezdziĹem z nim do Bytomia do Ăłwczesnego Muzeum ĹlÄ skiego. TrwaĹo to ponoÄ 20 lat, gdzie co tydzieĹ odwiedzaĹ Ăłwczesne archiwum w Tarnowskich GĂłrach, BibliotekÄ ĹlÄ skÄ w Katowicach i wspomniane juĹź muzeum w Bytomiu. Tato zbieraĹ teĹź monety i przy tej okazji mogĹem usĹyszeÄ wykĹad na temet historii niektĂłrych monet lub krĂłlĂłw czy ksiÄ ĹźÄ t wybitych na tych monetach. Kiedy pojawiĹy siÄ jego pierwsze artykuĹy, traktowaĹem to jako dobry "przypadek". PĂłzniej mieszkajÄ c juĹź w Niemczech i widzÄ c ile jego "rzeczy" zostaĹo opublikowanych uĹwiadomiĹem sobie, Ĺźe wiedza jakÄ posiada jest na poziomie akademickim. PrzyjeĹźdĹźaĹy do niego osoby, ktĂłre zbieraĹy materiaĹy do prac magisterskich, a nawet doktoranckiej. Tak siÄ nad tym zastanawiaĹem czemu to zawdziÄcza. MyĹlÄ, Ĺźe przede wszystkim jego Ĺźelaznej dyscyplinie. MiaĹ wszyskto uregulowane. Ĺniadanie - koĹo 8-mej, zupa przed 12-tÄ , drugie danie - koĹo 14-tej. I na ogóŠbyĹ to koniec posiĹkĂłw na dany dzieĹ. Podobnie byĹo z mierzeniem ciĹnienia czy poziomu cukru we krwi. Jednak ĹźelaznÄ dyscyplinÄ nie moĹźna osiÄ gnÄ Ä takich wynikĂłw. Na pewno pomogĹa mu bardzo dobra znajomoĹÄ niemieckiego i solidne podstawy Ĺaciny. Swojego dziadka nie pamiÄtam, ale babcia moja bardzo duĹźo czytaĹa, oglÄ daĹa zawsze poniedziaĹkowe i piÄ tkowe teatry telewizji. StÄ d teĹź jego "genetyczna" otwartoĹÄ na wiedzÄ. Czy byĹa to teĹź ambicja, a moĹźe dÄ Ĺźenie do wyznaczonych celĂłw???
Cóş jeszcze mĂłgĹbym o nim wspomnieÄ? Kiedy pisaĹ, to byĹo to raczej dopoĹudnia, bo twierdziĹ, Ĺźe w tym wieku umysĹ lepiej pracuje, kiedy jest wypoczÄty. Telewizora nie wĹÄ czaĹ nigdy przed 17-tÄ . Przed wojnÄ uczyĹ siÄ lataÄ w szkole szybowcowej na gĂłrze CheĹm w Goleszowie. ChciaĹem to latanie wpoiÄ mĹodszemu synowi i zabieraĹem go kilka razy na tydzieĹ na lotnisko. RozróşniaĹ juĹź w wieku 3-4 lat, czy to Boeing czy to Airbus. A jednak nie udaĹo siÄ. Nie staraĹ siÄ w ogĂłle, by zostaÄ pilotem.
Prywatnie tato ĹźyĹ bardzo skromnie, to co zaoszczÄdziĹ rozdawaĹ innym - takĹźe i nam, kiedy do niego przyjeĹźdĹźaliĹmy. Nie przywiÄ zywaĹ teĹź wagi do ubiorĂłw. A jednak umiaĹ stworzyÄ wokóŠsiebie atmosferÄ szacunku. I muszÄ powiedzieÄ, Ĺźe przez szacunek do niego nigdy nie mĂłwiĹem do niego przez ty. Zawsze byĹ dla mnie tatÄ i przyjacielem. Dlatego mĂłwiĹem do niego tato lub o wiele rzadziej dziadku.
Mimo, ze wiele lat spÄdziĹ jako "singiel", to jednak cieszyĹ siÄ na kaĹźdÄ wizytÄ róşnych goĹci. CzÄstowaĹ ich czÄsto zrobionym przez siebie winem, a pĂłzniej doskonaĹymi nalewkami. BÄdÄ c w ostatnim czasie w domu seniora, cieszyĹ siÄ z kaĹźdej wizyty przyjacióŠi znajomych.
A przychodziĹy do niego caĹe "procesje", jak siÄ wyraĹźaĹo kierownictwo tego domu. Tato pozostaĹ do koĹca swoich dni z "klasÄ ", dlatego tym boleĹniejsze byĹo rozstanie z nim. PozostawiĹ po sobie ogromnÄ pustkÄ.