Nowość











Wszystkich gości :       30897

Dziś nas odwiedziło :  80

 
Zajrzyj na nasz profil na FB







Temat : Tato - wspomnienie o Edwardzie Goszyku. Jan Goszyk

Kategoria :  Aktualności       Data : 2016-09-24 08:38:45

 

Zamieszczamy wspomnienie o Edwardzie Goszyku piĂłra Syna Jana Goszyka.

Zdjęcie zamieszczam akurat to, bo jest to moje ulubione zdjęcie i takim właśnie zapamiętam Pana Edwarda.

Dziękujemy Panu Janu Goszykowi, za podzielenie się z nami taką bardzo ciepłą, osobistą refleksją.

 

 

 

 

 

Tato - wspomnienie o Edwardzie Goszyku

 

Pisać o swoim tacie. Niby to takie proste, a jednak czuję się jakbym miał pisać wypracowanie z polskiego I od tego chciałbym zacząć.

 

  Tato miał ogĂłlne bardzo dobre wykształcenie (np. jego nauczycielem języka polskiego w gimnazium w Cieszynie był poeta Julian Przyboś) i kontrolował przynajmniej na początku moje prace (matematyka, biologia, geografia itd.). Jednak z polskiego siadał przy mnie i się zaczynało - dlaczego tej sprawie poświęciłeś jedno zdanie, dlaczego poruszyłeś ten temat z tej strony, a nie z tamtej. Kiedy zamieszkałem u niego (2-ga klasa liceum, bo dotychczas mieszkałem u mamy), to normą dla mnie było napisanie wypracowań 2 do 4 stron. Teraz moje wypracowania zaczęły stawać sie coraz dłuĹźsze i coraz częściej nim do nich siadałem, przygotowywałem sobie plan o czym będę pisał. nie dziwota, Ĺźe przed maturą moje zadania z polskiego, to 8 do 12 stron raczej nie wypocin, bo mi to przychodziło dość łatwo. Pamiętam, kiedy jeszcze mieszkałem u mamy, Ĺźe w pierwszej klasie liceum zdobyliśmy mistrzowstwo szkoły w piłce noĹźnej i liście do taty napisałem mu, Ĺźe gram na bramce. Wtedy w liście narysował bramkę, a na poprzeczce w pozycji wyczekującej bramkarza. Dotarło wtedy do mnie, Ĺźe na bramce moĹźe być taliczka typu "Uwaga zły  pies", czy coś podobnego.

 

  Inna rzecz, ktĂłrej moi koledzy w klasie nie mogli przeĹźyć, to jeĹźdĹźenie na polowania. Kiedy tato dostawał pozwolenie na odstrzał dzika, czy o wiele rzadziej koziołka, to załatwiał te sprawy indywidualnie. Wstawał o 2-3 godzinie w nocy i kiedy rano wstawałem, babcia meldowała mi, Ĺźe na podwĂłrku leĹźy ustrzelony dzik. Jeśli mięso mĂłgł sobie zatrzymać, to w pamięci pozostają mi zrobione przez niego niezapomniane salcesony - palce lizać. Myśliwstwo było jego pasją i kiedy mĂłwił mi, Ĺźe wybiera się lub został zaproszony na polowanie, to starałem się go zawsze przekonać, Ĺźeby mnie ze sobą zabrał. Brałem udział w nagonkach, a poniewaĹź mam dobrą orientację, to w zupełnie mi obcych terenach wychodziłem tam, gdzie mi kazali. Oczywiście więcej emocji było, gdy były jeszczedo tego pieski, bo wiedziałem w ktĂłrym kierunku rusza wypłoszone zwierzę i kto ma szansę go ustrzelić. W tym czasie tato zabierał mnie rĂłwnieĹź na budowę strzelnicy myśliwskiej w Lublińcu (tato był wtedy łowczym powiatowym), a po jej otwarciu na zawody strzeleckie na szczeblu wojewĂłdzkim. Tato miał dobrą rękę i oko; mĂłgł wystąpić w druĹźynie  katowickiej na zawodach ogĂłlnopolskich w strzelaniu myśliwskim, ale uwaĹźał, Ĺźe są młodsi, ktĂłrzy muszą się rozwijać i chętnie oddawał innym swoją szansę.

 

  Nie zapomnę teĹź tego, kiedy przyjechał do mnie kiedyś pilarz taty pan JĂłzef Kempa, Ĺźe mam natychmiast jechać do domu (w Zielonej), bo stan taty jest krytyczny i leĹźy w szpitalu w Lublińcu. Autobusem PKS-u jechaliśmy na Miotek, potem autem do Lublińca. Chyba ze dwa tygodnie zarwałem na studiach, ale kiedy jego stan się ustabilizował wracałem do Gliwic.

 

  Z tymi studiami teĹź było tak, Ĺźe przed maturą dyskutowałem z nim jaki wybrać kierunek. Odradzał mi pĂłjścia na leśnictwo jako zle płatny zawĂłd. W jego wspomnieniach pod koniec jego Ĺźycia wyraził się, Ĺźe zawĂłd leśniczego nie był jego wymarzonym zawodem. Jednak jego rodzice wpoili mu protestacki epos pracy i taką myśl, Ĺźe jeĹźeli coś robisz, to rĂłb to dobrze.

Nigdy nie słyszałem z jego ust, że mu się nie chce, że przesunie wykonanie czegoś na pózniej, że przeleje to na barki innego. Takie rzeczy nie były znane w rodzinie Goszyków. Wręcz przeciwnie, czasami inni mu dokładali pracy, bo on przecież nie zawodził.

 

  Inną rzeczą były jego pasje historyczne i historia łowiectwa. Czasami jezdziłem z nim do Bytomia do Ăłwczesnego Muzeum Śląskiego. Trwało to ponoć 20 lat, gdzie co tydzień odwiedzał Ăłwczesne archiwum w Tarnowskich GĂłrach, Bibliotekę Śląską w Katowicach i wspomniane juĹź muzeum w Bytomiu. Tato zbierał teĹź monety i przy tej okazji mogłem usłyszeć wykład na temet historii niektĂłrych monet lub krĂłlĂłw czy książąt wybitych na tych monetach. Kiedy pojawiły się jego pierwsze artykuły, traktowałem to jako dobry  "przypadek". PĂłzniej mieszkając juĹź w Niemczech i widząc ile jego "rzeczy" zostało opublikowanych uświadomiłem sobie, Ĺźe wiedza jaką posiada jest na poziomie akademickim. PrzyjeĹźdĹźały do niego osoby, ktĂłre zbierały materiały do prac magisterskich, a nawet doktoranckiej. Tak się nad tym zastanawiałem czemu to zawdzięcza. Myślę, Ĺźe przede wszystkim jego Ĺźelaznej dyscyplinie. Miał wszyskto uregulowane. Śniadanie - koło 8-mej, zupa przed 12-tą, drugie danie - koło 14-tej. I na ogół był to koniec posiłkĂłw na dany dzień. Podobnie było z mierzeniem ciśnienia czy poziomu cukru we krwi. Jednak Ĺźelazną dyscypliną nie moĹźna osiągnąć takich wynikĂłw. Na pewno pomogła mu bardzo dobra znajomość niemieckiego i solidne podstawy łaciny. Swojego dziadka nie pamiętam, ale babcia moja bardzo duĹźo czytała, oglądała zawsze poniedziałkowe i piątkowe teatry telewizji. Stąd teĹź jego "genetyczna" otwartość na wiedzę. Czy była to teĹź ambicja, a moĹźe dążenie do wyznaczonych celĂłw???

 

  Cóş jeszcze mĂłgłbym o nim wspomnieć? Kiedy pisał, to było to raczej dopołudnia, bo twierdził, Ĺźe w tym wieku umysł lepiej pracuje, kiedy jest wypoczęty. Telewizora nie włączał nigdy przed 17-tą. Przed wojną uczył się latać w szkole szybowcowej na gĂłrze Chełm w Goleszowie. Chciałem to latanie wpoić młodszemu synowi i zabierałem go kilka razy na tydzień na lotnisko. Rozróşniał juĹź w wieku 3-4 lat, czy to Boeing czy to Airbus. A jednak nie udało się. Nie starał się w ogĂłle, by zostać pilotem.

 

  Prywatnie tato Ĺźył bardzo skromnie, to co zaoszczędził rozdawał innym - takĹźe i nam, kiedy do niego przyjeĹźdĹźaliśmy. Nie przywiązywał teĹź wagi do ubiorĂłw. A jednak umiał stworzyć wokół siebie atmosferę szacunku. I muszę powiedzieć, Ĺźe przez szacunek do niego nigdy nie mĂłwiłem do niego przez ty. Zawsze był dla mnie tatą i przyjacielem. Dlatego mĂłwiłem do niego tato lub o wiele rzadziej dziadku.

 

  Mimo, ze wiele lat spędził jako "singiel", to jednak cieszył się na kaĹźdą wizytę róşnych gości. Częstował ich często zrobionym przez siebie winem, a pĂłzniej doskonałymi nalewkami. Będąc w ostatnim czasie w domu seniora, cieszył się z kaĹźdej wizyty przyjaciół i znajomych.          

A przychodziły do niego całe "procesje", jak się wyrażało kierownictwo tego domu. Tato pozostał do końca swoich dni z "klasą", dlatego tym boleśniejsze było rozstanie z nim. Pozostawił po sobie ogromną pustkę.



Autor artykułu: Jan Goszyk




Š Copyright Stowarzyszenie Nasze Kalety

Design www.bambynek.com